środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział III


Na wstępie, chciałam przeprosić za długość notki. Wiem krótka, ale treściwa :D
Zapraszam do czytania :)

~*~

   Usiadłam wraz z Baldurem na kanapach w salonie, nie odzywaliśmy się do siebie. Chwilę trwaliśmy w całkowitej ciszy, kiedy mężczyzna postanowił, odezwać się.
- Więc, Hermiono, masz jakieś pytania do mnie? - zapytał, spoglądając na mnie. Czy miałam do niego jakieś pytania? Oczywiście, że tak! Tylko, które pierwsze? Po kilku minutach zdecydowałam się na jedno z pytań, krążących w mojej głowie, odkąd spotkałam Hajmdala.
- Kim są Azowie? 
- Jak ci to wyjaśnić, żebyś za dużo nie wiedziała? - spytał, bardziej siebie, niż mnie, po czym, podjął się próby tłumaczenia. - Azowie, to pewien rodzaj bogów, dobrych bogów, którzy rządzą światem.
- Dobrze, czyli, jesteście... tak jakby istotami panującymi nad światem?
- Coś w tym stylu. - odpowiedział beznamiętnie, co lekko mnie zdziwiło. Przecież, ten mężczyzna miał mi, choć trochę wytłumaczyć i rozjaśnić niektóre sprawy, a nie dokładać więcej problemów! Bogowie rządzący światem, też mi coś!
- Powiedziałeś, że Voldemort, jest ci bliski. O co chodzi? Przecież nie możesz, być jego rodziną, ani nic w tym stylu, prawda?
- Nie, nie jesteśmy rodziną - po raz kolejny dzisiaj, zaśmiał się, po czym uspokoiwszy się trochę, kontynuował. - Jestem jego przyjacielem. W przeszłości, pomogłem Thomasowi w jednej, bardzo ważnej sprawie.
- W porządku... a naszyjnik? - popatrzył się na mnie pytającym spojrzeniem - Naszyjnik, zaczął się dzisiaj świecić, kiedy kłóciłam się z Malfoyem. O co z nim chodzi? Dlaczego się świecił? - zadawałam kilka pytań, co nie było do mnie podobne. Zazwyczaj starałam się wszystko poukładać sobie w głowie, a dopiero potem zacząć działać, ale teraz, kiedy przede mną siedzi mężczyzna, w dodatku przyjaciel Voldemorta, nie łatwo jest mi się skupić, co jeszcze bardziej utrudnia pracę mojego mózgu.
- No tak, młody Malfoy. Uroczy z niego panicz, prawda? Taki bezczelny, pyskaty, bezlitosny. Niestety, on jest potrzebny, a naszyjnik zaczął się świecić, z powodu zagrożenia, jakie mógł wywołać potomek Malfoy'ów. W każdej sekundzie waszej kłótni, miał prawo wyciągnąć różdżkę i potraktować cię jakimś paskudnym zaklęciem, szczególnie wtedy, kiedy odważyłaś się mu odpyskować. - przerwał na chwile i uważnie lustrując moją twarz, dokończył swoją wypowiedź - Twój wisiorek zawsze będzie świecił, kiedy będziesz w większym lub mniejszym niebezpieczeństwie.
- A dlaczego tak piekł mnie, ten... ten wisior?
- Żebyś zdała sobie sprawę z zagrożenia.
- No dobrze... mam jeszcze ostatnie dwa pytania. - powiedziałam, patrząc mężczyźnie prosto w oczy - Dlaczego Hajmdal nazwał mnie Córą Przeznaczenia? I dlaczego miewam dziwne, niezrozumiałe sny, odkąd noszę ten naszyjnik? 
- Nie mogę ci wyjaśnić nic związanego z Córą Przeznaczenia. Jest na to zdecydowanie za wcześnie, a ty, nic jeszcze nie wiesz, chociażby połowy prawdy. prychnął niedbale i kontynuował - A sny mają ci pomóc zapoznać się z prawdą. To dziwne, wiem, ale twoje wizje senne nie robią ci nic fizycznie, tylko psychicznie, przynajmniej na razie. Teraz, mogę ci powiedzieć tylko tyle, Hermiono. Przykro mi, ponieważ jestem świadom, iż nie jesteś zadowolona z tego, że tak mało ci wyjaśniłem, ale musisz zajrzeć do biblioteki i poszukać odpowiednich ksiąg oraz starać się łączyć fakty. Czuwamy nad tobą, nie zapomnij o tym. - powiedział, powoli wstając z kanapy. Dopiero teraz zauważyłam jak dobrze był zbudowany. Przez jego koszulkę, można było zauważyć zarys mięśni, co oznaczało, że na pewno musiał ćwiczyć. Co swoją drogą było zabawne. Bo niby, po co "bóg" miałby ćwiczyć? - A i jeszcze jedno. Przykro mi z powodu rodziców, wiem, co zrobiłaś, to było mądre posunięcie z twojej strony, tylko jesteś pewna, że po rzuceniu tego zaklęcia, uda ci się ich potem znaleźć? 
- Nie, nie jestem pewna, ale są bezpieczniejsi, nie znając mnie i przebywając na drugim końcu świata.
- Masz racje, Hermiono. Więc, do zobaczenia. - nie zdążyłam zareagować, a mężczyzna znikł. Nie było po nim śladu. Jedyne, co mi zostało to krótkie wspomnienia i masa pytań, zwalających się na mnie z coraz większą siłą. Ostanie co mnie pocieszało, to fakt, iż niedługo znowu, pojawię się w Hogwarcie. Co prawda bez Rona czy Harry'ego, ponieważ oni, byli  na poszukiwaniach horkruksów, a mi, nie pozwolili wyruszyć, gdyż jednomyślnie postanowili, że to jest zbyt niebezpiecznie dla mnie i lepiej, żebym wróciła do Hogwartu, gdyż tam będę bezpieczniejsza. Niedorzeczność, przecież każdy doskonale wie, iż nikt, nigdzie nie jest teraz bezpieczny. Nie w tych czasach. Nie teraz, kiedy żyje Voldemort.

~*~

   Dzień wyjazdu do szkoły, okazał się dla mnie szczególnie trudny, ponieważ sny, które miewałam, przerodziły się w koszmary, a ja podążałam za Ginny wyczerpana i śpiąca. W końcu miałam do tego prawo. Dzisiaj w nocy przyśniło mi się, że jestem w jakimś obskurnym lochu. Siedziałam sama, w celi, bez możliwości wyjścia. W ciemności, gdzie światło dawała mała lampka, moje zmysły wyostrzyły się i byłam przygotowana na każdy ruch. Po chwili ktoś wszedł do pomieszczenia, uważnie lustrując pokój. W momencie, kiedy wzrok, tajemniczej postaci zatrzymał się na mnie, przeraziłam się. Człowiek podszedł do mnie i wyciągnął różdżkę. Wyglądem przypominała mi, jedną z dobrze znanych mi różdżek. Była identyczna jak ta, Harry'ego. Kiedy, ów postać była bardzo blisko mnie, zobaczyłam kogoś, kogo za nic w świecie, nie chciałam spotkać czy zobaczyć. Zobaczyłam Lorda Voldemorta. Celując we mnie różdżką, mężczyzna zaczął mówić po cichu klątwy, które trafiały we mnie, ze zdwojoną siłą. Czułam nie wyobrażalny ból. Słyszałam dźwięk łamanych kości, moich kości. Po chwili zdałam sobie sprawę, z tego co się dzieje. Torturowano mnie. Nie chciałam krzyczeć, nie mogłam okazać słabości przed takim człowiekiem, ale ból po kolejnej klątwie był nie do zniesienia. Nie byłam w stanie dłużej powstrzymywać krzyku i zbierających się łez. Dałam upust emocją, na co tylko usłyszałam szyderczy śmiech. Potrząsnęłam głową, chcąc pozbyć się tego snu z mojej głowy. Te uczucia nadal były żywe i towarzyszyły mi, odkąd pierwszy raz miałam ten sen. Owe uczucia przytłaczały mnie. Czułam, jak moje ciało odmawia jakiegokolwiek ruchu. Osunęłam się na podłogę. Świat zawirował, a ostatnie co zobaczyłam, to Ginny odwracająca się do mnie. Po chwili obraz się zamazał i był cały czarny. Zemdlałam

czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział II

   Kobieta w długiej, zielonej sukni podążała kamienną drogą, w stronę starego pałacu. Po drodze mijała ludzi, którzy nisko się jej kłaniali i uprzejmie witali. Kiedy doszła do drzwi wejściowych, wrota otworzyły się przed nią, a kobieta weszła do środka, dumnie krocząc w stronę salonu. Po wejściu do owego pomieszczenia, przywitał ją młody mężczyzna o czarnych włosach i brązowych oczach.
- Witaj, Madeleine. Co cię do mnie sprowadza? - zapytał mężczyzna, dokładnie przyglądając się kobiecie o długich brązowych włosach.
- Przyszłam w pewnej sprawie dotyczącej Albusa i Zakonu Feniksa.
- Może przejdziemy do gabinetu? Tutaj nie wiadomo, kto nas może podsłuchać.
- Oczywiście, Thomasie, prowadź. - Mężczyzna usłużnie poprowadził kobietę do gabinetu, mieszczącego się nieopodal salonu. Po drodze mijali obrazy, przedstawiające przodków owego właściciela posiadłości, które przyglądały się im z zaciekawieniem, szepcząc do siebie kąśliwe uwagi. Dopiero po kilku minutach znaleźli się w przestronnym gabinecie, urządzonym w stonowanych kolorach. Naprzeciwko drzwi, stało wielkie drewniane biurko, a za nim fotel, obity w czarną skórę. Tuż przed ławą postawiono dwa białe fotele, a między nimi szklany stolik. Thomas pokazał gestem ręki, aby kobieta usiadła na jednej z puf i zaraz, kiedy to uczyniła zrobił to samo.
- Więc mów Madeleine. Co tym razem poczynił Albus i jego Zakon?
- Thomasie, ta sprawa... - zacięła się i spojrzała prosto, w brązowe oczy mężczyzny, oddychając głęboko - Ta sprawa dotyczy... naszej córki.
- Słucham?! Przecież to niemożliwe! Skąd Albus, mógł się dowiedzieć o naszej córce? - Tom zaczął wypytywać kobietę, a jego złość rosła, lecz kiedy dama, jednym gestem ręki go uciszyła, momentalnie starał się utrzymać narastający w nim gniew na wodzy.
- Nie wiem, Tom. Usłyszałam tą informację od Narcyzy Malfoy, a jak wiesz, ona ma wiarygodne źródła informacji, ale przejdźmy do konkretnych rzeczy. Albus dowiedział się o naszej córce, a raczej, że ty masz córkę i nie wie kto jest jej matką, ale ma zamiar ją pojmać w najbliższe dni. Wybierze kilkoro ludzi z Zakonu i włamie się do twojej siedziby w nocy, porywając naszą córkę. Dumbledore chce ją zabić, Thomasie, my musimy temu zapobiec! Wiem, że Azowie nad nią czuwają, ale to nie będzie trwać wiecznie! Musimy... musimy ją ochronić... - kobieta rozpłakała się, a Tom odruchowo zaczął ją pocieszać. Kiedy zamknął swoją ukochaną w uścisku i zaczął gładzić po włosach, szepnął jej na ucho - Coś wymyślimy Madeleine, nie pozwolę by naszej córce coś się stało. Nasza mała Her....
 
   Obudziłam się w nocy. Znów przyśnił mi się ten sam sen. Ten sam, niezrozumiały dla mnie sen. Odkąd noszę na swojej szyi, naszyjnik od Hajmdala, miewam takie sny. Są dla mnie wielką niewiadomą, chociaż każdego dnia, analizowałam go nic z tego, nie wynikało. Ciągle budziłam się, w momencie, kiedy miałam usłyszeć imię ich córki. Wiedziałam jedno, ta dziewczynka również była chroniona przez Azów, tak jak mi to powiedział Hajmdal. Postanowiłam, że spróbuje się położyć dalej spać, z racji tego, że za oknem było całkowicie ciemno, oprócz sztucznego światła z lamp ulicznych. Po nieudolnych próbach zmrużenia oka, zeszłam do kuchni po szklankę wody. Kiedy już piłam napój, wyjrzałam za okno. Naprzeciw mojego domu stał mężczyzna bardzo podobny do chłopaka z klubu i wpatrywał się w szybę przez którą ja, go obserwowałam. Pokiwał mi głową na przywitanie i czekał na moją reakcję, a ja natychmiast wybiegłam z kuchni i pobiegłam na korytarz, gdzie założyłam jakiekolwiek buty i wyszłam na dwór. Mężczyzna nadal stał tam, gdzie przed chwilą go widziałam, lecz kiedy zaczęłam do niego podchodzić, uśmiechnął się do mnie i znikł. Poczułam jak wiatr zawiał w moją stronę i odfrunął w tylko sobie znanym kierunku. Zrezygnowana wróciłam do domu, ściągnęłam buty i udałam się do mojego pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżko z takim impetem, ze odbiłam się od materaca i upadłam na podłogę. Zaczęłam się śmiać w niebo głosy za własną głupotę.Nadal się śmiejąc, wstałam z podłogi i otrzepałam się z niewidzialnego kurzu, po czym, położyłam się na łóżku i okryłam się kołdrą. Myśląc o tajemniczym mężczyźnie, momentalnie usnęłam.
~*~ 
   Tego samego dnia, byłam umówiona z Ginny na zakupy szkolne, więc siedziałam w autobusie, niecierpliwie oczekując, zatrzymania się pojazdu na przystanku, niedaleko ulicy Pokątnej. Wysiadłam z busu i ruszyłam w stronę Dziurawego Kotła. Przechodziłam prze pub, który świecił pustkami. Czemu się dziwić? W dzisiejszych czasach, nikt nie jest bezpieczny, a świetność Dziurawego Kotła, zanikła wraz z ujawnieniem się Voldemorta. Przeszłam na podwórko i zastukałam różdżką w odpowiednie cegły. Przejście się otworzyło, a ja spokojnie mogłam iść na spotkanie z Ginny. Zobaczyłam ją przed sklepem Madame Malkin, kiedy mnie ujrzała, uśmiechnęła się promiennie i zaczęła do mnie podchodzić. Po chwili, już witałyśmy się i postanowiłyśmy pójść kupić nowe szaty. Na nasze nieszczęście, zaraz po wejściu do sklepu zauważyłyśmy Malfoya, który kłócił się z właścicielką o długość szaty. Po usłyszeniu cichego głosu dzwonka, oznaczającego wejście nowych klientów, dwójka kłócących się czarodziei, odwróciła się w naszą stronę. Na twarzy młodego Malfoya od razu zawitał ten jego, cyniczny uśmieszek, natomiast Madame Malkin, uśmiechnęła się do nas serdecznie i powiedziała, abyśmy chwilę poczekały.
- Kogo my tu widzimy? Mała Weasley i szlama Granger, cóż za miłe spotkanie, prawda? - powiedział Draco, niezrażony obecnością właścicielki sklepu.
- Nie twoja sprawa Malfoy, a poza tym, czyżbyś był sam? A co się stało z twoim ojcem? Zapłacił komuś za pilnowanie cię, bo sam nie miał czasu? - Odgryzłam się. Na słowo "szlama" kierowane w moją stronę, od dawna nie zwracałam uwagi. Na początku strasznie bolało mnie to, że tak zostałam wyzywana, ale z czasem ból zminimalizował się i umiałam poradzić sobie z obelgami rzucanymi w moją stronę. Czasami, nawet potrafiłam odpyskować, tak jak w tej chwili, co jeszcze bardziej irytowało ślizgona, ale kiedy tym razem zareagowałam, poczułam dziwne pieczenie, na szyi. Podeszłam szybko do lustra i zobaczyłam, że pod bluzką, którą dzisiaj założyłam, widać małą poświatę zielonego światła. To wydawało mi się dziwne, szczególnie, że podejrzewałam, iż mój naszyjnik zaczął świecić, co jeszcze bardziej wzbudziło moją ciekawość. Po chwili odwróciłam się, słysząc przesiąknięty jadem, głos chłopaka.
- Nie waż się obrażać mojej rodziny, szlamo. Radzę ci uważać, na to co do mnie mówisz, bo pożałujesz - powiedział próbując mnie wkurzyć, jednak nie udało mu się, ponieważ tą rozmową, oburzyła się Madame Malkin, która opanowała sytuację.
- Panie Malfoy! W moim sklepie proszę nie rozwiązywać prywatnych sporów i nie używać takiego słownictwa. Pana szata już jest skończona.
- Dobrze.. - Podszedł jeszcze do lady zapłacić i wyszedł ze sklepu, nie zaszczyciwszy nikogo ani jednym spojrzeniem. Natomiast ja, dziękowałam w duchu, za taką życzliwą kobietę, jaką jest właścicielka tego sklepu.
- A teraz, przyszłyście po nowe szaty?
- Tak - odpowiedziałyśmy z Ginny równocześnie, na co zareagowałyśmy śmiechem.
~*~
   Po skończonych zakupach u Madame Malkin, udałam się z moją przyjaciółką, do pozostałych sklepów, zakupić pozostałe rzeczy z listy. Na szczęście, w żadnym sklepie, nie spotkałyśmy Malfoya. I dobrze, bo kolejnego spotkania z tym ślizgonem, dzisiejszego dnia, nie zniosłabym. Po zakupieniu wszystkich potrzebnych rzeczy, pożegnałyśmy się z Ginny i ta teleportowała się do swojego domu, a ja nie mogąc nic innego zrobić, również poszłam do domu.
   Stałam przed domem i otwierałam drzwi, kiedy usłyszałam chrząknięcie. Od razu się odwróciłam i zobaczyłam, mężczyznę z dzisiejszej nocy. Byłam wystraszona i nie wiedziałam co zrobić, wpatrywałam się w niego, a on we mnie. Chwilę trwaliśmy w bezruchu, kiedy mężczyzna postanowił się odezwać.
- Wybacz, że cię odwiedzam o tej porze, ale potrzebujesz wyjaśnień. Hajmdal nie mógł ci nic wyjaśnić, gdyż był tylko wysłańcem, dlatego postanowiłem przyjść i ci odpowiedzieć na niektóre pytania. - Wpatrywałam się w nieznajomego z rozdziawianymi ustami. Nie mogłam uwierzyć, że mogę dowiedzieć się prawdy, ale co jeśli to tylko jakiś chłopak z klubu, który podsłuchał moją rozmowę z Hajmdalem? Albo to któryś ze śmierciożerców, który chce mnie porwać? Miałam mętlik w głowie, nie wiedziałam czy mogę temu mężczyźnie, zaufać. W końcu tylko raz w życiu go widziałam, obserwującego mój dom w nocy! To było niedorzeczne.
- Rozumiem, że nie wiesz czy możesz mi zaufać, ale proszę porozmawiajmy w środku, a nie przed twoim domem.
- Skąd mam mieć pewność, że nic mi nie zrobisz? Może jesteś zwolennikiem Voldemorta? - zadałam pytania, nie bardzo wiedząc co innego mam zrobić. Mężczyzna, natomiast patrzył mi prosto w oczy i zaczął cicho chichotać z moich podejrzeń.
- Tak myślałem. Wiedziałem, że będziesz podejrzliwa, to nawet śmieszne, że masz tyle dylematów na minutę. Wracając do twoich pytań obiecuję, że nic ci nie zrobię, a co do Voldemorta, czy jak go tam nazywasz, jest mi bliski, to prawda, ale nie jestem jego zwolennikiem. Może teraz mi zaufasz?
- Nie jestem do końca przekonana - powiedziałam, uważnie lustrując twarz mężczyzny. Z jego miny, nie można było nic wywnioskować, ale jedna informacja mnie przybiła. Voldemort jest mu bliski! I co ja mam teraz zrobić? Pytałam sama siebie w myślach, kiedy nieznajomy przybliżył się do mnie i pociągnął za łańcuszek na mojej szyi, tak, aby odsłonić wisiorek. Momentalnie cała zesztywniałam pod jego dotykiem, zimnych rąk. Popatrzył chwilę na wisior, trzymając go w dłoni, ale po chwili, podniósł wzrok i obrzucił mnie spojrzeniem, puszczając naszyjnik.
- Widzę, ze go nosisz, to dzięki niemu nie musiałem cię długo szukać. Jestem Baldur, jeden z Azów, pozwolisz, że wejdziemy do środka? - Zapytał po raz kolejny. Tym razem, ciągnięta jakąś niewidzialną siłą, zbytnio nie wiedząc co robię, otworzyłam drzwi i przepuściłam mężczyznę. Za chwilę miałam się przekonać czy coś mi zrobi, czy dowiem się częściowo prawdy.     

---~*~---

Tak więc, jest rozdział drugi, ma ponad tysiąc słów i jestem z niego zadowolona.
Za wszelkie błędy przepraszam, ale miałam mały wypadek na rolkach i najprawdopodobniej moja prawa ręka jest zwichnięta, więc rozdział pisałam tylko jedną ręką, co było nie lada wyczynem . 
Piszcie w komentarzach czy się podobało i wasze uwagi też mile widziane.
A i jeszcze jedno, ci, którzy nie mają konta, mogą pisać anonimowo :)
Miłego dnia, 
Ninette

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział I

   Witam, jest rozdział pierwszy i życzę miłego czytania

~*~

   Tańczyłam z Ginny na imprezie w jednym z londyńskich klubów, kiedy zauważyłam chłopaka przy barze. Siedział na krześle podpierając się ręką o blat i popijając drinka, patrzył prosto na mnie, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. Jego czarne włosy postawione na żel, dodawały mu nutkę grozy, a oczy koloru głębokiej zieleni wpatrywały się we mnie, penetrując moją duszę. Momentalnie przestałam tańczyć, kiedy tajemniczy czarnowłosy odłożył szklankę na blat i nie odrywając ode mnie wzroku, szedł powolnym krokiem w moją stronę. Zaczęłam się rozglądać za Ginny w poszukiwaniu pomocy, ale nigdzie jej nie było. Musiałam poradzić sobie sama. Postanowiłam, że czym prędzej ewakuuje się z klubu i wrócę do domu. Już miałam się odwrócić w stronę wyjścia, kiedy poczułam czyjąś rękę na ramieniu i cichy szept tuż przy moim uchu.

- Gdzieś się wybierasz? - zapytał i powoli odwracał mnie do siebie - Nazywam się Hajmdal i zostałem wysłany przez Norny, aby coś ci dać. - sięgnął wolną ręką do kieszeni spodni i wyciągnął z niej owalny, srebrny wisiorek na łańcuszku w kolorze zgniłej zieleni - Noś go zawsze przy sobie, będzie cię chronił, ale także, dzięki niemu dowiesz się prawdy. - mówiąc to podał mi naszyjnik do ręki i pocałował w czoło - Uważaj na siebie, Azowie cię strzegą, lecz czasem będziesz musiała poradzić sobie sama. - uśmiechnął się lekko i odwrócił się idąc w stronę wyjścia - Żegnaj, Hermiono - powiedział na odchodne.
- Nie, czekaj! - zaczęłam krzyczeć, kiedy był już przy drzwiach. Zatrzymał się i odwrócił się do mnie.
- Muszę już iść, Hermiono.
- Ale skąd znasz moje imię? - zapytałam, kiedy stanęłam przed nim.
- Jeszcze dużo rzeczy nie wiesz, Córo Przeznaczenia. Mogę ci tylko obiecać, że w swoim czasie się wszystkiego dowiesz i zawsze będziesz pod ochroną.
- Miona! - usłyszałam krzyk przyjaciółki i się odwróciłam. Szła w moją stronę, kiedy była już blisko, przyjrzała się mi i powiedziała - Od 15 minut cię szukam. Gdzie ty byłaś?
- Ja tylko rozmawiałam z... - obejrzałam się do tyłu i spostrzegłam, że chłopaka już nie ma. Zdziwiona, wpatrywałam się w miejsce, gdzie przed chwilą stał. - Z... barmanem, ale postanowiłam wrócić do domu, a że nigdzie nie mogłam cię znaleźć, chciałam pójść sama. - powiedziałam i spojrzałam na Ginny. Nie wyglądała na złą czy smutną, tylko... na zmartwioną? "Jeżeli ona coś podejrzewa, to po mnie. Wyciągnie to ze mnie, jak zawsze"
- Na pewno? Byłam przed chwilą przy barze po drinka i ciebie tam nie widziałam.
- Tak, na pewno Gin, a teraz idę do domu, jestem strasznie zmęczona - teatralnie zaczęłam ziewać, a Ginny zachichotała pod nosem.
- No dobra, to do zobaczenia. - powiedziała i zamknęła mnie w przyjacielskim uścisku.
- Do zobaczenia, Gin.
   ~*~
   Siedziałam w domu, popijając herbatę i dokładnie oglądając wisiorek, który dostałam od niejakiego Hajmdala. Z przodu na zielonym kamieniu wyryty był wijący się wąż ze złotą koroną na głowie, natomiast z tyłu wygrawerowano napis: "Ta, która była dobra z najpotężniejszego rodu, zadecyduje o wygranej, dobra lub zła". Analizowałam to zdanie niezliczoną ilość razy i nadal nie mogłam odgadnąć o kogo może chodzić. Wywnioskowałam, że musi chodzić o jakiś stary ród magiczny, który ma dziedziczkę po stronie dobra, ale to ona zadecyduje o wygranej w świecie magii. Myślałam też o chłopaku z wczorajszej imprezy. Był dość tajemniczy, ale wzbudził we mnie zaufanie, tylko nadal nie mogłam zrozumieć paru rzeczy. Dlaczego nazwał mnie Córą Przeznaczenia? Skąd znał moje imię? Kto lub co to są Azowie i Norny? Dlaczego dał mi ten wisiorek? I przed czym będą mnie chronić? Miałam tyle pytań, a nikt nie mógł mi pomóc, podając odpowiedzi. Z takimi myślami dopiłam herbatę i stwierdziłam, że mogę się przejść. Ubrałam buty, wzięłam torebkę i wyszłam z domu. Szłam przed siebie, nie zważając na przeszkody, dotarłam do pobliskiego parku i usiadłam na jednej z ławek. Siedziałam tam, patrząc się na przechodzące pary i rozbiegane dzieci, myśląc o niedawnych wydarzeniach, kiedy podleciała do mnie znajoma sowa Weasley'ów. Usytuowała się na oparciu ławki i wręczyła mi list, zaadresowany do mnie.

Droga Hermiono!
Z racji, że niedługo kończą się wakacje, proponuje Ci mały wypad na Pokątną.
Co ty na to? Za około dwa dni powinni nam dostarczyć listy z rzeczami do kupienia do szkoły. Proponuje wypad za tydzień w sobotę. Godzinę ty ustalasz.
Całuję, Ginny.

PS Mam nadzieję, że nie zapomniałaś o tym, iż dzisiaj do ciebie przyjdę. Będę około ósmej!

   Po przeczytaniu listu, udałam się do domu, z racji tego, że niedługo będzie 18.00 i powoli się ściemniało. Kiedy wróciłam już do mojego azylu, odpisałam Gin na list, z informacją, iż z chęcią wybiorę się z nią na Pokątną.
~*~
Kiedy Ginny przyszła, poszłyśmy do mojego pokoju i zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim. Tak, się rozgadałyśmy, że nie spostrzegłyśmy, kiedy zegar wybił godzinę trzecią w nocy. Pożegnałam się z przyjaciółką i odprowadziłam ją do drzwi. Jak tylko zniknęła mi z pola widzenia, zamknęłam drzwi wejściowe na klucz i udałam się do łazienki. Po umyciu się i przebraniu w pidżamę, poszłam do mojego pokoju i ulokowałam się na łóżku. Po okryciu się szczelnie kołdrą, momentalnie zasnęłam.

----~*~----


I jak? Pierwszy rozdział już za mną, przyznam, że jest trochę krótki, ale obiecuję, że następny będzie dłuższy. Proszę o szczere opinie w komentarzach i zapraszam do zakładki bohaterowie, jakiekolwiek pytania skierowane do mnie, można pisać w komentarzu, na wszystkie postaram się odpowiedzieć.
Ninette

piątek, 14 sierpnia 2015

Prolog

Cześć, z tej strony Ninette i postanowiłam założyć bloga z tematyką Dramione :)
Będę tu pisać opowiadanie pt.: Dwie Strony Riddle.
Wstawiam prolog.


Prolog
Świat czarodziei może dobiec końca.
Dobro i zło przeciwko sobie.
Kto wygra?
Miłość do osoby, może zmienić wszystko, ale
Czy córka Czarnego Pana, jest w stanie przezwyciężyć swoje lęki z dzieciństwa?
Czy pójdzie śladem bezlitosnego ojca?
Czy zostanie po Dobrej Stronie?
Jak potoczy się jej życie, kiedy pewnego dnia zmieniła się i poznała prawdę o swoim pochodzeniu?
Czy miłość do wroga, wróży jakąkolwiek przyszłość?
Moją historię poznasz, czytając mój Pamiętnik.
H. R.