czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział II

   Kobieta w długiej, zielonej sukni podążała kamienną drogą, w stronę starego pałacu. Po drodze mijała ludzi, którzy nisko się jej kłaniali i uprzejmie witali. Kiedy doszła do drzwi wejściowych, wrota otworzyły się przed nią, a kobieta weszła do środka, dumnie krocząc w stronę salonu. Po wejściu do owego pomieszczenia, przywitał ją młody mężczyzna o czarnych włosach i brązowych oczach.
- Witaj, Madeleine. Co cię do mnie sprowadza? - zapytał mężczyzna, dokładnie przyglądając się kobiecie o długich brązowych włosach.
- Przyszłam w pewnej sprawie dotyczącej Albusa i Zakonu Feniksa.
- Może przejdziemy do gabinetu? Tutaj nie wiadomo, kto nas może podsłuchać.
- Oczywiście, Thomasie, prowadź. - Mężczyzna usłużnie poprowadził kobietę do gabinetu, mieszczącego się nieopodal salonu. Po drodze mijali obrazy, przedstawiające przodków owego właściciela posiadłości, które przyglądały się im z zaciekawieniem, szepcząc do siebie kąśliwe uwagi. Dopiero po kilku minutach znaleźli się w przestronnym gabinecie, urządzonym w stonowanych kolorach. Naprzeciwko drzwi, stało wielkie drewniane biurko, a za nim fotel, obity w czarną skórę. Tuż przed ławą postawiono dwa białe fotele, a między nimi szklany stolik. Thomas pokazał gestem ręki, aby kobieta usiadła na jednej z puf i zaraz, kiedy to uczyniła zrobił to samo.
- Więc mów Madeleine. Co tym razem poczynił Albus i jego Zakon?
- Thomasie, ta sprawa... - zacięła się i spojrzała prosto, w brązowe oczy mężczyzny, oddychając głęboko - Ta sprawa dotyczy... naszej córki.
- Słucham?! Przecież to niemożliwe! Skąd Albus, mógł się dowiedzieć o naszej córce? - Tom zaczął wypytywać kobietę, a jego złość rosła, lecz kiedy dama, jednym gestem ręki go uciszyła, momentalnie starał się utrzymać narastający w nim gniew na wodzy.
- Nie wiem, Tom. Usłyszałam tą informację od Narcyzy Malfoy, a jak wiesz, ona ma wiarygodne źródła informacji, ale przejdźmy do konkretnych rzeczy. Albus dowiedział się o naszej córce, a raczej, że ty masz córkę i nie wie kto jest jej matką, ale ma zamiar ją pojmać w najbliższe dni. Wybierze kilkoro ludzi z Zakonu i włamie się do twojej siedziby w nocy, porywając naszą córkę. Dumbledore chce ją zabić, Thomasie, my musimy temu zapobiec! Wiem, że Azowie nad nią czuwają, ale to nie będzie trwać wiecznie! Musimy... musimy ją ochronić... - kobieta rozpłakała się, a Tom odruchowo zaczął ją pocieszać. Kiedy zamknął swoją ukochaną w uścisku i zaczął gładzić po włosach, szepnął jej na ucho - Coś wymyślimy Madeleine, nie pozwolę by naszej córce coś się stało. Nasza mała Her....
 
   Obudziłam się w nocy. Znów przyśnił mi się ten sam sen. Ten sam, niezrozumiały dla mnie sen. Odkąd noszę na swojej szyi, naszyjnik od Hajmdala, miewam takie sny. Są dla mnie wielką niewiadomą, chociaż każdego dnia, analizowałam go nic z tego, nie wynikało. Ciągle budziłam się, w momencie, kiedy miałam usłyszeć imię ich córki. Wiedziałam jedno, ta dziewczynka również była chroniona przez Azów, tak jak mi to powiedział Hajmdal. Postanowiłam, że spróbuje się położyć dalej spać, z racji tego, że za oknem było całkowicie ciemno, oprócz sztucznego światła z lamp ulicznych. Po nieudolnych próbach zmrużenia oka, zeszłam do kuchni po szklankę wody. Kiedy już piłam napój, wyjrzałam za okno. Naprzeciw mojego domu stał mężczyzna bardzo podobny do chłopaka z klubu i wpatrywał się w szybę przez którą ja, go obserwowałam. Pokiwał mi głową na przywitanie i czekał na moją reakcję, a ja natychmiast wybiegłam z kuchni i pobiegłam na korytarz, gdzie założyłam jakiekolwiek buty i wyszłam na dwór. Mężczyzna nadal stał tam, gdzie przed chwilą go widziałam, lecz kiedy zaczęłam do niego podchodzić, uśmiechnął się do mnie i znikł. Poczułam jak wiatr zawiał w moją stronę i odfrunął w tylko sobie znanym kierunku. Zrezygnowana wróciłam do domu, ściągnęłam buty i udałam się do mojego pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżko z takim impetem, ze odbiłam się od materaca i upadłam na podłogę. Zaczęłam się śmiać w niebo głosy za własną głupotę.Nadal się śmiejąc, wstałam z podłogi i otrzepałam się z niewidzialnego kurzu, po czym, położyłam się na łóżku i okryłam się kołdrą. Myśląc o tajemniczym mężczyźnie, momentalnie usnęłam.
~*~ 
   Tego samego dnia, byłam umówiona z Ginny na zakupy szkolne, więc siedziałam w autobusie, niecierpliwie oczekując, zatrzymania się pojazdu na przystanku, niedaleko ulicy Pokątnej. Wysiadłam z busu i ruszyłam w stronę Dziurawego Kotła. Przechodziłam prze pub, który świecił pustkami. Czemu się dziwić? W dzisiejszych czasach, nikt nie jest bezpieczny, a świetność Dziurawego Kotła, zanikła wraz z ujawnieniem się Voldemorta. Przeszłam na podwórko i zastukałam różdżką w odpowiednie cegły. Przejście się otworzyło, a ja spokojnie mogłam iść na spotkanie z Ginny. Zobaczyłam ją przed sklepem Madame Malkin, kiedy mnie ujrzała, uśmiechnęła się promiennie i zaczęła do mnie podchodzić. Po chwili, już witałyśmy się i postanowiłyśmy pójść kupić nowe szaty. Na nasze nieszczęście, zaraz po wejściu do sklepu zauważyłyśmy Malfoya, który kłócił się z właścicielką o długość szaty. Po usłyszeniu cichego głosu dzwonka, oznaczającego wejście nowych klientów, dwójka kłócących się czarodziei, odwróciła się w naszą stronę. Na twarzy młodego Malfoya od razu zawitał ten jego, cyniczny uśmieszek, natomiast Madame Malkin, uśmiechnęła się do nas serdecznie i powiedziała, abyśmy chwilę poczekały.
- Kogo my tu widzimy? Mała Weasley i szlama Granger, cóż za miłe spotkanie, prawda? - powiedział Draco, niezrażony obecnością właścicielki sklepu.
- Nie twoja sprawa Malfoy, a poza tym, czyżbyś był sam? A co się stało z twoim ojcem? Zapłacił komuś za pilnowanie cię, bo sam nie miał czasu? - Odgryzłam się. Na słowo "szlama" kierowane w moją stronę, od dawna nie zwracałam uwagi. Na początku strasznie bolało mnie to, że tak zostałam wyzywana, ale z czasem ból zminimalizował się i umiałam poradzić sobie z obelgami rzucanymi w moją stronę. Czasami, nawet potrafiłam odpyskować, tak jak w tej chwili, co jeszcze bardziej irytowało ślizgona, ale kiedy tym razem zareagowałam, poczułam dziwne pieczenie, na szyi. Podeszłam szybko do lustra i zobaczyłam, że pod bluzką, którą dzisiaj założyłam, widać małą poświatę zielonego światła. To wydawało mi się dziwne, szczególnie, że podejrzewałam, iż mój naszyjnik zaczął świecić, co jeszcze bardziej wzbudziło moją ciekawość. Po chwili odwróciłam się, słysząc przesiąknięty jadem, głos chłopaka.
- Nie waż się obrażać mojej rodziny, szlamo. Radzę ci uważać, na to co do mnie mówisz, bo pożałujesz - powiedział próbując mnie wkurzyć, jednak nie udało mu się, ponieważ tą rozmową, oburzyła się Madame Malkin, która opanowała sytuację.
- Panie Malfoy! W moim sklepie proszę nie rozwiązywać prywatnych sporów i nie używać takiego słownictwa. Pana szata już jest skończona.
- Dobrze.. - Podszedł jeszcze do lady zapłacić i wyszedł ze sklepu, nie zaszczyciwszy nikogo ani jednym spojrzeniem. Natomiast ja, dziękowałam w duchu, za taką życzliwą kobietę, jaką jest właścicielka tego sklepu.
- A teraz, przyszłyście po nowe szaty?
- Tak - odpowiedziałyśmy z Ginny równocześnie, na co zareagowałyśmy śmiechem.
~*~
   Po skończonych zakupach u Madame Malkin, udałam się z moją przyjaciółką, do pozostałych sklepów, zakupić pozostałe rzeczy z listy. Na szczęście, w żadnym sklepie, nie spotkałyśmy Malfoya. I dobrze, bo kolejnego spotkania z tym ślizgonem, dzisiejszego dnia, nie zniosłabym. Po zakupieniu wszystkich potrzebnych rzeczy, pożegnałyśmy się z Ginny i ta teleportowała się do swojego domu, a ja nie mogąc nic innego zrobić, również poszłam do domu.
   Stałam przed domem i otwierałam drzwi, kiedy usłyszałam chrząknięcie. Od razu się odwróciłam i zobaczyłam, mężczyznę z dzisiejszej nocy. Byłam wystraszona i nie wiedziałam co zrobić, wpatrywałam się w niego, a on we mnie. Chwilę trwaliśmy w bezruchu, kiedy mężczyzna postanowił się odezwać.
- Wybacz, że cię odwiedzam o tej porze, ale potrzebujesz wyjaśnień. Hajmdal nie mógł ci nic wyjaśnić, gdyż był tylko wysłańcem, dlatego postanowiłem przyjść i ci odpowiedzieć na niektóre pytania. - Wpatrywałam się w nieznajomego z rozdziawianymi ustami. Nie mogłam uwierzyć, że mogę dowiedzieć się prawdy, ale co jeśli to tylko jakiś chłopak z klubu, który podsłuchał moją rozmowę z Hajmdalem? Albo to któryś ze śmierciożerców, który chce mnie porwać? Miałam mętlik w głowie, nie wiedziałam czy mogę temu mężczyźnie, zaufać. W końcu tylko raz w życiu go widziałam, obserwującego mój dom w nocy! To było niedorzeczne.
- Rozumiem, że nie wiesz czy możesz mi zaufać, ale proszę porozmawiajmy w środku, a nie przed twoim domem.
- Skąd mam mieć pewność, że nic mi nie zrobisz? Może jesteś zwolennikiem Voldemorta? - zadałam pytania, nie bardzo wiedząc co innego mam zrobić. Mężczyzna, natomiast patrzył mi prosto w oczy i zaczął cicho chichotać z moich podejrzeń.
- Tak myślałem. Wiedziałem, że będziesz podejrzliwa, to nawet śmieszne, że masz tyle dylematów na minutę. Wracając do twoich pytań obiecuję, że nic ci nie zrobię, a co do Voldemorta, czy jak go tam nazywasz, jest mi bliski, to prawda, ale nie jestem jego zwolennikiem. Może teraz mi zaufasz?
- Nie jestem do końca przekonana - powiedziałam, uważnie lustrując twarz mężczyzny. Z jego miny, nie można było nic wywnioskować, ale jedna informacja mnie przybiła. Voldemort jest mu bliski! I co ja mam teraz zrobić? Pytałam sama siebie w myślach, kiedy nieznajomy przybliżył się do mnie i pociągnął za łańcuszek na mojej szyi, tak, aby odsłonić wisiorek. Momentalnie cała zesztywniałam pod jego dotykiem, zimnych rąk. Popatrzył chwilę na wisior, trzymając go w dłoni, ale po chwili, podniósł wzrok i obrzucił mnie spojrzeniem, puszczając naszyjnik.
- Widzę, ze go nosisz, to dzięki niemu nie musiałem cię długo szukać. Jestem Baldur, jeden z Azów, pozwolisz, że wejdziemy do środka? - Zapytał po raz kolejny. Tym razem, ciągnięta jakąś niewidzialną siłą, zbytnio nie wiedząc co robię, otworzyłam drzwi i przepuściłam mężczyznę. Za chwilę miałam się przekonać czy coś mi zrobi, czy dowiem się częściowo prawdy.     

---~*~---

Tak więc, jest rozdział drugi, ma ponad tysiąc słów i jestem z niego zadowolona.
Za wszelkie błędy przepraszam, ale miałam mały wypadek na rolkach i najprawdopodobniej moja prawa ręka jest zwichnięta, więc rozdział pisałam tylko jedną ręką, co było nie lada wyczynem . 
Piszcie w komentarzach czy się podobało i wasze uwagi też mile widziane.
A i jeszcze jedno, ci, którzy nie mają konta, mogą pisać anonimowo :)
Miłego dnia, 
Ninette

9 komentarzy:

  1. Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie. Czekam na następne rozdziały :)
    Jeśli znajdziesz czas wpadnij do mnie http://in-hope-we-were-saved.blogspot.com/
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się ciekawie :). Mam kilka pytań: Czy masz napisane parę rozdziałów do przodu?; Ile mniej więcej planujesz rozdziałów?; Co ile planujesz dodawać następne rozdziały?; Będziesz dodawać jakieś miniaturki? Liczę na odpowiedzi :D Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, a tu odpowiedzi :)
      Mam napisane, parę rozdziałów do przodu, ale to tylko moje "streszczone" pomysły.
      A rozdziałów planuje dość dużo, nie chcę dawać konkretnej liczby, ponieważ będę musiała się jej trzymać, ale tak powyżej 50 rozdziałów, myślę, że będzie, ponieważ akcja, będzie się rozkręcać powoli.
      Rozdziały planuje wstawiać albo co tydzień, albo dwa razy w tygodniu, zależy ile będę miała w danej chwili, wolnego czasu. Ale na pewno raz na tydzień, rozdział będzie.
      Miniaturki... tak, co do tego nie jestem pewna, bo nie wychodzą mi zbytnio, takie "małe opowiadania", jak ja to nazywam :)
      Dziękuje za komentarz i serdecznie pozdrawiam,
      Ninette

      Usuń
  3. Anonimowy20/8/15 18:45

    Fajny rozdział ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy21/8/15 02:24

    Super rozdział, mam nadzieje, że ręka szybko wyzdrowieje ;)
    J.M

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak się nie robi!!! Ja czytam A ty przerywasz w najlepszym momencie! Rozdział jest boski!!! Tylko proszę nie dręcz mnie takimi zakończeniami

    OdpowiedzUsuń