środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział III


Na wstępie, chciałam przeprosić za długość notki. Wiem krótka, ale treściwa :D
Zapraszam do czytania :)

~*~

   Usiadłam wraz z Baldurem na kanapach w salonie, nie odzywaliśmy się do siebie. Chwilę trwaliśmy w całkowitej ciszy, kiedy mężczyzna postanowił, odezwać się.
- Więc, Hermiono, masz jakieś pytania do mnie? - zapytał, spoglądając na mnie. Czy miałam do niego jakieś pytania? Oczywiście, że tak! Tylko, które pierwsze? Po kilku minutach zdecydowałam się na jedno z pytań, krążących w mojej głowie, odkąd spotkałam Hajmdala.
- Kim są Azowie? 
- Jak ci to wyjaśnić, żebyś za dużo nie wiedziała? - spytał, bardziej siebie, niż mnie, po czym, podjął się próby tłumaczenia. - Azowie, to pewien rodzaj bogów, dobrych bogów, którzy rządzą światem.
- Dobrze, czyli, jesteście... tak jakby istotami panującymi nad światem?
- Coś w tym stylu. - odpowiedział beznamiętnie, co lekko mnie zdziwiło. Przecież, ten mężczyzna miał mi, choć trochę wytłumaczyć i rozjaśnić niektóre sprawy, a nie dokładać więcej problemów! Bogowie rządzący światem, też mi coś!
- Powiedziałeś, że Voldemort, jest ci bliski. O co chodzi? Przecież nie możesz, być jego rodziną, ani nic w tym stylu, prawda?
- Nie, nie jesteśmy rodziną - po raz kolejny dzisiaj, zaśmiał się, po czym uspokoiwszy się trochę, kontynuował. - Jestem jego przyjacielem. W przeszłości, pomogłem Thomasowi w jednej, bardzo ważnej sprawie.
- W porządku... a naszyjnik? - popatrzył się na mnie pytającym spojrzeniem - Naszyjnik, zaczął się dzisiaj świecić, kiedy kłóciłam się z Malfoyem. O co z nim chodzi? Dlaczego się świecił? - zadawałam kilka pytań, co nie było do mnie podobne. Zazwyczaj starałam się wszystko poukładać sobie w głowie, a dopiero potem zacząć działać, ale teraz, kiedy przede mną siedzi mężczyzna, w dodatku przyjaciel Voldemorta, nie łatwo jest mi się skupić, co jeszcze bardziej utrudnia pracę mojego mózgu.
- No tak, młody Malfoy. Uroczy z niego panicz, prawda? Taki bezczelny, pyskaty, bezlitosny. Niestety, on jest potrzebny, a naszyjnik zaczął się świecić, z powodu zagrożenia, jakie mógł wywołać potomek Malfoy'ów. W każdej sekundzie waszej kłótni, miał prawo wyciągnąć różdżkę i potraktować cię jakimś paskudnym zaklęciem, szczególnie wtedy, kiedy odważyłaś się mu odpyskować. - przerwał na chwile i uważnie lustrując moją twarz, dokończył swoją wypowiedź - Twój wisiorek zawsze będzie świecił, kiedy będziesz w większym lub mniejszym niebezpieczeństwie.
- A dlaczego tak piekł mnie, ten... ten wisior?
- Żebyś zdała sobie sprawę z zagrożenia.
- No dobrze... mam jeszcze ostatnie dwa pytania. - powiedziałam, patrząc mężczyźnie prosto w oczy - Dlaczego Hajmdal nazwał mnie Córą Przeznaczenia? I dlaczego miewam dziwne, niezrozumiałe sny, odkąd noszę ten naszyjnik? 
- Nie mogę ci wyjaśnić nic związanego z Córą Przeznaczenia. Jest na to zdecydowanie za wcześnie, a ty, nic jeszcze nie wiesz, chociażby połowy prawdy. prychnął niedbale i kontynuował - A sny mają ci pomóc zapoznać się z prawdą. To dziwne, wiem, ale twoje wizje senne nie robią ci nic fizycznie, tylko psychicznie, przynajmniej na razie. Teraz, mogę ci powiedzieć tylko tyle, Hermiono. Przykro mi, ponieważ jestem świadom, iż nie jesteś zadowolona z tego, że tak mało ci wyjaśniłem, ale musisz zajrzeć do biblioteki i poszukać odpowiednich ksiąg oraz starać się łączyć fakty. Czuwamy nad tobą, nie zapomnij o tym. - powiedział, powoli wstając z kanapy. Dopiero teraz zauważyłam jak dobrze był zbudowany. Przez jego koszulkę, można było zauważyć zarys mięśni, co oznaczało, że na pewno musiał ćwiczyć. Co swoją drogą było zabawne. Bo niby, po co "bóg" miałby ćwiczyć? - A i jeszcze jedno. Przykro mi z powodu rodziców, wiem, co zrobiłaś, to było mądre posunięcie z twojej strony, tylko jesteś pewna, że po rzuceniu tego zaklęcia, uda ci się ich potem znaleźć? 
- Nie, nie jestem pewna, ale są bezpieczniejsi, nie znając mnie i przebywając na drugim końcu świata.
- Masz racje, Hermiono. Więc, do zobaczenia. - nie zdążyłam zareagować, a mężczyzna znikł. Nie było po nim śladu. Jedyne, co mi zostało to krótkie wspomnienia i masa pytań, zwalających się na mnie z coraz większą siłą. Ostanie co mnie pocieszało, to fakt, iż niedługo znowu, pojawię się w Hogwarcie. Co prawda bez Rona czy Harry'ego, ponieważ oni, byli  na poszukiwaniach horkruksów, a mi, nie pozwolili wyruszyć, gdyż jednomyślnie postanowili, że to jest zbyt niebezpiecznie dla mnie i lepiej, żebym wróciła do Hogwartu, gdyż tam będę bezpieczniejsza. Niedorzeczność, przecież każdy doskonale wie, iż nikt, nigdzie nie jest teraz bezpieczny. Nie w tych czasach. Nie teraz, kiedy żyje Voldemort.

~*~

   Dzień wyjazdu do szkoły, okazał się dla mnie szczególnie trudny, ponieważ sny, które miewałam, przerodziły się w koszmary, a ja podążałam za Ginny wyczerpana i śpiąca. W końcu miałam do tego prawo. Dzisiaj w nocy przyśniło mi się, że jestem w jakimś obskurnym lochu. Siedziałam sama, w celi, bez możliwości wyjścia. W ciemności, gdzie światło dawała mała lampka, moje zmysły wyostrzyły się i byłam przygotowana na każdy ruch. Po chwili ktoś wszedł do pomieszczenia, uważnie lustrując pokój. W momencie, kiedy wzrok, tajemniczej postaci zatrzymał się na mnie, przeraziłam się. Człowiek podszedł do mnie i wyciągnął różdżkę. Wyglądem przypominała mi, jedną z dobrze znanych mi różdżek. Była identyczna jak ta, Harry'ego. Kiedy, ów postać była bardzo blisko mnie, zobaczyłam kogoś, kogo za nic w świecie, nie chciałam spotkać czy zobaczyć. Zobaczyłam Lorda Voldemorta. Celując we mnie różdżką, mężczyzna zaczął mówić po cichu klątwy, które trafiały we mnie, ze zdwojoną siłą. Czułam nie wyobrażalny ból. Słyszałam dźwięk łamanych kości, moich kości. Po chwili zdałam sobie sprawę, z tego co się dzieje. Torturowano mnie. Nie chciałam krzyczeć, nie mogłam okazać słabości przed takim człowiekiem, ale ból po kolejnej klątwie był nie do zniesienia. Nie byłam w stanie dłużej powstrzymywać krzyku i zbierających się łez. Dałam upust emocją, na co tylko usłyszałam szyderczy śmiech. Potrząsnęłam głową, chcąc pozbyć się tego snu z mojej głowy. Te uczucia nadal były żywe i towarzyszyły mi, odkąd pierwszy raz miałam ten sen. Owe uczucia przytłaczały mnie. Czułam, jak moje ciało odmawia jakiegokolwiek ruchu. Osunęłam się na podłogę. Świat zawirował, a ostatnie co zobaczyłam, to Ginny odwracająca się do mnie. Po chwili obraz się zamazał i był cały czarny. Zemdlałam

7 komentarzy:

  1. Anonimowy28/8/15 01:40

    Boski blog, jeszcze nie czytałam, ale i tak wiem, że będzie genialny ;)
    J.M

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, nominowałam Cię do tagu ;)
    Więcej tutaj --> http://nefilim22.blogspot.com/2015/08/tag.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdział ciekawie piszesz i mam jedno pytanie. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział Boski!!! Świetny blog! Wspaniale piszesz Powodzenia dalej i szybko pisz następny rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń